Za co kocham rower?

8/02/2015 Unknown 0 Comments

Blogowe cykle chyba wchodzą mi już w nawyk. Po tym, jak podzieliłam się swoją miłością do biegania, musiał w takim razie przyjść czas na wpis o rowerze. Tak, nie mogę bez niego żyć i tak, ta mocno różowa, rozklekotana „koza” na zdjęciu powyżej to właśnie moja jednośladowa miłość.

O własnym rowerze marzyłam już od dawna. Ale nie takim wypasionym góralu ze wszystkimi bajerami (zresztą rower tego typu dostałam na Komunię jako typowe dziecko lat 90' i jeździłam na nim może dwa razy) – o nie, mnie marzyła się stylowa damka, holenderka, beach cruiser z koszykiem, możliwością przejażdżek w sukienkach itd. dużo wcześnie, zanim stały się modne. Naturalnie nie było (ani też pewnie nigdy nie będzie) mnie stać na kultową, oryginalną Electrę, dlatego wymarzonych dwóch kółek szukałam głównie na portalach ogłoszeniowych lub bazarach. W ten sposób dwa lata temu trafiłam na częstochowski pchli targ na Zawodziu. Dosłownie – dwa razy w tygodniu na ogromnej przestrzeni można kupić ubrania, świeże owoce i warzywa, meble, płyty i archiwalne wydania gazet, żywe zwierzęta i, no właśnie, rowery. Niestety wszystkie, które mi się podobały należały do innych kupujących (sic!). Po kilku takich sytuacjach na szczęście znalazłam swój rower gdzieś na szarym końcu bazaru. Kupiłam go bo a) kosztował 120 zł i b) rozśmieszyło mnie małe logo firmy wyglądające jak Transformers. Radośnie pojechałam na nim do domu, a tydzień później przemalowałam na intensywną fuksję (plus połowę balkonowych płytek, tak przy okazji).
Dzisiaj różowy bajk towarzyszy mi w codziennych dojazdach z i do pracy przez większą część roku. Nie należę do fanów pokonywania czternastu kilometrów każdego dnia przy minusowych temperaturach, więc zimę sobie odpuszczam. Chociaż ostatnia była tak łagodna, że kto wie, może zdecyduję się na taką formę dojazdu również w grudniu?
A teraz do rzeczy: skąd ta miłość? Za co subiektywnie kocham bajka? I z jakiego względu większość mieszkańców dużych miast powinno przesiąść się z samochodów lub autobusu na własne dwa kółka?

Dużo dobrego dla ciała: w lipcu minęły dokładnie trzy lata od momentu, w którym do codziennego rozkładu dnia wprowadziłam regularne treningi. Dzisiaj nie wyobrażam sobie braku aktywności fizycznej i chociaż na przestrzeni tego czasu przybierała ona różne formy (zumba, siłowna, pilates, a dzisiaj treningi siłowe z fitness blender plus bieganie), to rower zawsze stanowił doskonałe uzupełnienie codziennej zdrowej dawki ruchu. O tym, co konkretnie robi dla ciała już pół godziny regularnego rowerowania nie będę pisać, bo to temat na inny, bardzo długi wykład. Najkrócej jak się da mogę tylko zapewnić: wszyscy ci, którym zależy na wysmukleniu sylwetki, wzmocnieniu dolnych partii ciała i spaleniu nadprogramowych kalorii powinni pokochać dwa kółka. Tyle.

Dużo dobrego dla umysłu: nie bez powodu dzięki bajkowi dojazdy do i z pracy stanowią jedne z moich ulubionych części dnia. To łącznie nieco ponad godzina, w czasie której mogę kompletnie „wyłączyć” myśli o studiach/problemach w domu/ tym, co zrobiłam, a czego nie, chociaż mogłam. Na rowerze to wszystko znika, po prostu jadę i mentalnie odpoczywam.

Lepszy i łatwiejszy dojazd. Wszędzie!: Chociaż to zależy... w Częstochowie wprawdzie powstają nowe ścieżki rowerowe, ale stan niektórych dróg i chodników z przeznaczeniem dla pieszych i rowerów pozostawia wiele do życzenia. Często to po prostu fascynująca mozaika rzuconych byle jak płyt, które bez problemu mógłby pokonać jedynie czołg :P Mimo wszystko nie da się ukryć, że wybierając bajka jako formę transportu coś takiego jak korki nie istnieje. W dodatku sam czas dojazdu nie odbiega znacznie od podróży komunikacją miejską!

Elastyczność: Na rowerze dużo łatwiej niż za pomocą tramwaju mogę dojechać w dowolne miejsce w mieście. Sprawy do załatwienia w galerii handlowej po pracy? 10 minut i już jestem. Szybkie zakupy na bazarze czy w markecie? Nie ma problemu. A że rower wyposażyłam w koszyk, nawet przewóz pakunków jest bardziej komfortowy.

Święty spokój: Dla mnie to szczególnie ważne. Nie lubię słuchać ludzi. Nie wiem dlaczego, ich rozmowy w tramwaju czy autobusie są tak irytujące, głupie i bezsensowne. Dodatkowo zawsze mam to „szczęście”, że niedaleko siada rodzic z rozwrzeszczanym, rozpieszczonym, rozgadanym dzieckiem, emerytki, żule i menele, albo nastolatki. Albo szalone czterdziestki. Albo koleżanka, która drugiej koleżance musi zdać telefoniczną relację z całego dnia. Komunikacja miejska to dla mnie zawsze zbieranina wszystkich najbardziej irytujących ludzkich zachowań. Nic nie poradzę.
Latem dochodzi znany wszystkim problem typowego polskiego śmierdzącego Janusza w poliestrowym t-shircie albo pasażera, który przy trzydziestu stopniach upału radośnie zajada frytki z sosem czosnkowym. Na to już nawet głośna muzyka w słuchawkach nie pomaga. Muszę mówić, że rower skutecznie eliminuje te problemy z mojego życia? ;)

Rower jest świetny. Piękny, ekonomiczny, wygodny, szybki, dający swobodę i niezależność. Jeszcze kogoś muszę przekonywać? Serio, rozumiem tylko tych użytkowników samochodów, którzy naprawdę mieszkają daleko od miejsca pracy. W każdym innym przypadku – wsiadać na rower, nie marudzić!


0 komentarze :

ARCHIWUM